Kliknij tutaj --> 🐙 ona czuje we mnie bigos
618 views, 4 likes, 0 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Big Time: Ona czuje we mnie piniądz w wykonaniu Big Time - fragment
Film użytkownika goloniarz (@robaloni) na TikToku: „”.pokaż mi swoje towary Ona czuje we mnie piniądz - Łobuzy.
Ona czuję we mnie piniondz Ona Czuje We Mnie Piniądz - Łobuzy "Ona czuje we mnie piniądz Wystroiła się Beyonce Siadam w bete, daję dyla Mam na piersi krokodyla Na mej ręce rolly błyszczy Każda laska dziś zapiszczy Do kluby wchodzę bez kolejki Bramkarzom płacę, cześć"
Łobuzy Ona czuję we mnie piniądzの歌詞: Ona czuje we mnie piniądz / Wystroiła się jak Beyonce. / 1. Wsiadam w
"Ona czuje we mnie piniądz" i tyle. Masakra . 11 miesięcy temu. zgłoś do moderacji. 18. 2. Odpowiedz. Idealne dopasowanie- Big cyc odnalazł wielkiego cyca 😂😂😂 Modelka? Chyba z insta
Tous Les Site De Rencontre 100 Gratuit. 455 2 5 7 stycznia 2016 12 komentarzy wsiury naprawde swietnie 🙂 ale powinno byc ona czuje we mnie bigos Odpowiedz w styczniu 2016 wsiury @grzeniupj a moze zaspiewasz obiecuje ci natalii nykiel? 🙂 Odpowiedz w styczniu 2016 grzeniupj Dla mnie to nie jest nic złego 🙂 Wiem, że mam głos, ale wiem, ze niekiedy nie wyjdzie, troszkę jak w życiu 🙂 A krytyka to dla mnie pewne sugestie od innych czy coś robię złe, czy to jest to 🙂 To tyle 🙂 Odpowiedz w styczniu 2016 wiki12333 proszę, ale widać że potrafisz dobrze przyjmować opinie (nawet tą nie najlepszą) od innych to też świetna cecha!❤ Odpowiedz w styczniu 2016 wiki12333 Głos masz niezły ale trochę wyjesz(sorry ale musze być szczera) i nie nagrywaj disco polo bo nie masz do tego dobrego głosu, ale ogólnie jest OK ❤ Odpowiedz w styczniu 2016 grzeniupj Bo t piosenka nie jest do śpiewania 🙂 Dlatego jest trudna 😃 Przynajmniej dla mnie 😃 Wolę piosenki masters, weekend, power play bobi czy innych piosenkarzy, którzy śpiewają, nie recytują 🙂 Ale co racja to racja mogłem lepiej. I dzięki za szczerość, czesto cenna cecha 🙂 Odpowiedz w styczniu 2016 Brak komentarzy
Weronika Rosati rozpływa się nad córką. Podkreśla, że 4-latka jest "rdzenną Amerykanką" 25 lip, 18:26 Ten tekst przeczytasz w 3 minuty Weronika Rosati w najnowszym wywiadzie opowiedziała o swojej karierze aktorskiej i życiu prywatnym za oceanem. Jak zapewniła na łamach magazynu "Wprost", zrobiła wszystko, by zapewnić córce amerykańskie obywatelstwo. Jak mówi, niespełna 5-letnia Elizabeth jest "rdzenną Amerykanką". Foto: Jarosław Antoniak / MW Media Weronika Rosati Weronika Rosati udzieliła obszernego wywiadu magazynowi "Wprost". Opowiedziała w nim o życiu w Los Angeles Aktorka zachwaliła życie z dala od Polski. Dodała, że to najlepsze miejsce, by jednocześnie rozwijać swoją karierę oraz zadbać o dobry los córki Rosati stwierdziła, że uważa swoją pociechę za "rdzenną Amerykankę. "Tu się urodziła, stając się automatycznie rdzenną Amerykanką, tu chodzi do szkoły" – tłumaczy Przyznała, że ma żal do osób, które nie doceniają jej sukcesów w Hollywood Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Bądź na bieżąco! Obserwuj Plejadę w Wiadomościach Google Weronika Rosati od wielu lat próbuje sił za oceanem. Na co dzień mieszka w Los Angeles i ma za sobą drobne sukcesy w Hollywood (zagrała u boku Nicholasa Cage'a w filmie "USS Indianapolis: Men of Courage" czy "Iceman: Historia mordercy"). Nie tylko chciałaby odnieść sukces w USA, ale ma także nadzieję, że karierę zrobi również jej córka, Elizabeth, która otrzymała swoje imię po legendarnej gwieździe Hollywood, Elisabeth Taylor. Mama 4-latki zrobiła wszystko, bo ułatwić jej drogę do sukcesu. Będąc w ciąży, zdecydowała się nawet na ryzykowny lot do Los Angeles, by jej córka przyszła na świat na amerykańskiej ziemi, z dala od Polski i byłego partnera, a zarazem ojca dziecka, Roberta Śmigielskiego. W najnowszym wywiadzie dla tygodnika "Wprost" zachwyciła się Kalifornią i możliwościami, jakie daje życie na zachodnim krańcu USA. – tłumaczy aktorka. Zobacz także: Weronika Rosati zdradza sekrety swojej diety. "Schudłam, mam lepsze samopoczucie" Resztę artykułu znajdziesz pod materiałem wideo: Weronika Rosati ogłosiła córkę "rdzenną Amerykanką" Kontynuując wątek swojej córki, Weronika Rosati opowiedziała o ich codzienności. Oznajmiła przy okazji, że jej córka jest "rdzenną Amerykanką". "Tu urodziła się Ela, stając się automatycznie rdzenną Amerykanką, tu chodzi do szkoły, tutaj mogę rozwijać się i pracować w swoim zawodzie, który wybrałam już w wieku pięciu lat" – podkreśla 38-latka. W dalszej części rozmowy, Rosati nie mogła nie wspomnieć o atucie, jakim jest współpraca z wielkimi aktorami, których zna cały świat, a ona ma ich na wyciągnięcie ręki. Aktorka ma wrażenie, że często jest niedoceniana przez polskich dziennikarzy, którzy jej zdaniem, wybiórczo oceniają jej artystyczne CV. "Projekty, w których gram, to raczej projekty popularne lub cenione w międzynarodowym świecie filmowym. Wydaje mi się, że niektórzy dziennikarze nie zadają sobie trudu, żeby sprawdzić informacje u źródła. Ja cały czas gram: gram w międzynarodowych filmach, filmach polskich, ale to widocznie mniej ich interesuje" – poskarżyła się córka Dariusza Rosati. Weronika Rosati Weronika Rosati zapewnia, że nie obawia się grania w mniej ambitnych produkcjach. Na swoją obronę, powołuje się na legendę Hollywood, Bette Davis, która aż 11 razy była nominowana do Oscara i otrzymała dwie statuetki Akademii. – podsumowała. Chcesz podzielić się ciekawym newsem lub zaproponować temat? Skontaktuj się z nami, pisząc maila na adres: plejada@ Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z życiem gwiazd, zapraszamy do naszego serwisu ponownie! Data utworzenia: 25 lipca 2022 18:26 To również Cię zainteresuje
Jakiś czas temu byłam dumna z wielu osiągnięć w swoim życiu. Byłam przekonana także, że wiele jestem w stanie znieść i ogólnie silna ze mnie mnie babka. Ale dziś myślę bardziej tak, że kobieta to jest silniejsza od człowieka. Myślę tak od momentu, kiedy przeżyłam poród i sama sobie wręczyłam złoty medal oraz różne inne drogocenne odznaczenia. To nie będzie dla mnie łatwy tekst, bo i sam poród nie należał do zadań łatwych. Zacznę od tego, że kieruję ten wpis przede wszystkim do kobiet. Nikt inny nie będzie w stanie go w pełni zrozumieć. Pytanie, które zadaje sobie kobieta w ciąży (zwłaszcza w pierwszej ciąży) jest takie: Jak się przygotować na poród? W odpowiedzi najczęściej słyszą opowieści i porady innych kobiet. Tych już “po”. Opowieści te albo mrożą krew w żyłach, albo przeciwnie – napawają względnym optymizmem. Można pisać w głowie własne scenariusze, nastawiać się na krótki, naturalny i względnie mniej bolesny poród, niektóre kobiety wiedzą, że będę miały cesarkę. Czy jednak da się na to przygotować? Moja odpowiedź brzmi – NIGDY W ŻYCIU! Każda z nas jest inna, każdy poród jest inny, w związku z czym każdy ma także inny scenariusz i nastawianie na cokolwiek jest trochę jak wróżenie z fusów. Teraz to wiem, ale oczywiście postanowiłam zaprogramować w głowie poród trwający godzinę – max dwie, naturalny i najchętniej ze znieczuleniem. Przygotowywałam się do tego pieczołowicie:– 7 tygodni picia liści malin i przyjmowania oleju z wiesiołka,– codzienne (od 5 miesiąca) masaże krocza olejkiem z migdałów z witaminą E,– ćwiczenia rozluźniające mięśnie dna miednicy, Moje dziecko było ustawione prawidłowo (główkowo) i mimo że miała być całkiem duża, lekarz mówił, że nie widzi żadnych przeszkód bym rodziła naturalnie. Termin miałam na 11 stycznia, jednak wszystko zaczęło się 3 dni później. Bardzo już chciałam urodzić, końcówka dłużyła mi się w nieskończoność. Jednak żaden (absolutnie żaden) ze znanych naturalnych sposobów na przyśpieszenie sprawy nie działał. Dodam, że zdecydowaliśmy się na poród z położną w szpitalu św. Zofii w Warszawie. Położna zresztą spisała się pomimo zbiegu niefortunnych zdarzeń na 6+. Poród. Oto moja historia 14 stycznia Niedziela rano– Odchodzi czop śluzowy, co oznacza, że pierwsza blokada została usunięta. Zaczęło mnie jednak niepokoić plamienie, więc pojechaliśmy na izbę przyjęć. Tam po KTG badaniu USG wraz z badaniem ginekologicznym, lekarz stwierdził, że wszystko jest OK. Odesłał do domu i kazał czekać na skurcze i odejście wód.– Skurcze pojawiły się dopiero o godzinie 18:00. Ze szkoły rodzenia wiedziałam, że nie ma najmniejszego sensu ruszać się z domu w pierwszym etapie. Odpaliłam więc aplikację mierzącą czas między skurczami i czekałam. O 22:00Skurcze regularnie miałam już co 12-15 minut. I stawały się one coraz do położnej. Każe wejść do wanny i poczekać aż akcja skurczowa rozkręci się 24:00Skurcze miałam już co 5-7 minut. W tym momencie pozbywałam się także złudzeń dotyczących bólu, który sobie wizualizowałam. Ten, który odbierał mi chęć życia w pierwszym dniu okresu miał się do tych skurczy tak jak dotyk skrzydeł motyla do działania piły mechanicznej. Kolejny telefon do położnej.– Weź Nospę i znów wejdź do wanny słyszę. Mam poród! Jadę właśnie do jak to ma poród? Przecież miała rodzić z nami! W głowie zaczyna się panika. Eliza mówi, że nałożenie się w tym samym momencie dwóch porodów zdarza jej się pierwszy raz w życiu. Decyzja należy do nas czy na nią czekamy czy po prostu rezygnujemy ze wspólnego porodu. Mi coraz bardziej chce się płakać…2:45Skurcze co 3-4 minuty. Jedziemy do szpitala. Ciężko dojechać. Zatrzymujemy się na każdym przystanku na kolejny skurcz. Oddychanie już nie wystarczy. Zaczynam krzyczeć z przyjęć – podłączają mnie do KTG. Zapis jest OK. Skurcze są co 3 minuty. Podczas badania, drę się wniebogłosy (serio, nie sądziłam, że będę tak krzyczeć. Nie chcę tego robić, ale okazuje się, że nie jestem w stanie tego kontrolować). Schodzi nasza położna mnie zbadać. Nie skończyła tamtego porodu, ale przyszła sprawdzić jak sprawy u mnie. Mimo regularnych, bolesnych skurczy, które powodują, że co 3 minuty żegnam się z życiem, okazuje się że szyjka rozwarła się tylko na 3 centymetry. Trzeba czekać. – Słyszę. Eliza wraca do swojego porodu, a ja zastanawiam ile jeszcze jestem w stanie znieść…4:30W praktyce oznacza to dla mnie rozpoczęcie prawdziwego koszmaru. Na Izbę tej nocy trafia milion kobiet (podobno rekordowo dużo). Nie ma sal do rodzenia, a każda kolejna ciężarna, która wchodzi z większym rozwarciem niż moje idzie rodzić pierwsza. Ja muszę czekać. Płaczę z bólu, krzyczę i myślę, że nie wytrzymam już ani chwili dłużej. W tym momencie odchodzą mi wody. Na tym krześle – na izbie przyjęć. W zasadzie nikt specjalnie się tym nie kolejne dłużące się w nieskończoność minuty. Nie mogę mówić, ale idę zrobić w przerwie między skurczami awanturę. Mówię, że to nieludzkie tyle mnie tu trzymać. Panie tłumaczą, że z takim rozwarciem i tak jeszcze nie urodzę i wzywają moją schodzi, sprawdza szyjkę i odkrywa, że moje wody płodowe są zielone. Oznacza to, że odpływający płyn owodniowy jest prawdopodobnie zabarwiony smółką – ciemnozieloną substancją pochodzącą z przewodu pokarmowego płodu. Zwykle smółka oddawana jest po porodzie jako pierwszy stolec dziecka, czasem jednak, zwłaszcza kiedy płód był poddany silnym bodźcom (niedotlenieniu) w macicy bądź w przypadku ciąży przenoszonej, smółka zostaje wydalona do płynu owodniowego. Takie zabarwienie może sugerować stan zagrożenia mówi, że poród skończyła, że sprzątają już salę, że niebawem naprawdę mnie wezmą. Choć szyjka otworzyła się dopiero na 4 czekam. W między czasie na izbę lawinowo przyjeżdżają kolejne osoby. Słyszę gdzieś w między czasie, że już ich nawet nie przyjmują. Odsyłają do innych szpitali. Do mnie mają jeszcze kilka pytań. To naprawdę świetny moment na pytania. Nie jestem w stanie mówić, myśleć, siedzieć, stać. Właściwie nie wiem nawet jakim cudem wciąż żyję. Ból jest nie do zniesienia i kiedy myślę, że gorzej już nie będzie, staje się znów Eliza i znów mnie bada. Rozwarcie nie posunęło się do przodu, podłączają mnie więc raz jeszcze do KTG, sprawdzić jak tętno dziecka. Zanim kończą zapis, ja myślę, że najgorsze przecież wciąż przede mną. Zmęczenie daje mi się we znaki. Nie spałam całą noc, skurcze mnie wykończyły i nie wiem jak mam to przetrwać. Boję się o siebie, boję się o dziecko. Eliza obiecuje znieczulenie. Widzi, że nie zniosę wiele na salę porodową. Jest już jasno. Sala jest piękna i wygląda jak w prywatnej klinice. Oczywiście w tym momencie nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Boli mnie tak, jakby ktoś co 2 minuty wkładał mi w brzuch rozżarzone węglem dwa wielkie miecze. Nikt – powtarzam nikt nie jest w stanie przygotować się na taki czekać jednak na anestezjologa. Ta przychodzi dopiero po przychodzi ze znieczuleniem. Ja jestem w agonii. Każą odsłonić mi kręgosłup i się skupić. Zrobię wszystko, żeby tylko ból się skończył. Wtem jednak lekarz dostrzega mój tatuaż na plecach (w tym także na kręgosłupie) i “z przykrością” stwierdza, że znieczulenia podać nie może. Ona nie zaryzykuje. Nie umiem opisać słowami, co czuje w takim momencie człowiek po tylu godzinach męczarni. Eliza próbuje mnie pocieszyć. Ale ja już nawet nie mam do nikogo żalu, modlę się tylko cicho do babci, aby pomogła, aby dodała mi sił. Dalej jest tylko gorzej i ominę szczegóły. Część czasu spędziłam w wannie, krzycząc tak, jakby ktoś żywcem obdzierał mnie ze skóry, w krótkich minutowych przerwach przysypiam. Patrzę na mojego Andrzeja, który rodził ze mną i jego zbolałą twarz, która wyraża więcej niż tysiąc słów. Widzę jak bardzo chciałby pomóc, ale przecież nie może. Nie odstępuje mnie na krok. Podaje wodę, próbuje zmusić mnie do przekąszenia czegokolwiek, abym nabrała sił. Jednak próba nawodnienia mnie kończy się wymiotami na potęgę, a ja dziwię się, że naprawdę jeszcze żyję. Najpierw podają mi kroplówkę z czymś na rozkręcenie akcji skurczowej i rozluźnienie. Działa średnio. Szyjka wciąż nie współpracuje jak należy, potem czopki, na końcu oksytocyna. Muszę być cały czas podpięta do KTG, ze względu na zielone wody. W pewnym momencie puls małej spada, ale na szczęście za chwilę się względnie normuje. W sekundzie na sali pojawia się lekarz, potem kolejny i jeszcze jeden. Dołączają także kolejne osoby do pomocy. Na końcu o 14:00 rodzę już z położną, mężem i trzema lekarzami, a także praktykantką. Mam skurcze parte już w zasadzie cały czas. Płaczę, krzyczę, próbuję przeć. O mało nie złamałam części łóżka (Andrzej powiedział mi później, że byłam fioletowa i myślał, że dostanę wylewu). Na szczęście wiem, że już blisko, bo szyjka ma już pełne rozwarcie. Muszę już tylko wydać ją na świat i choć staram się z całych sił, główka trochę wychodzi, a potem znów się cofa. Nie wiem ile to trwa. Przed 15:00 pomaga jedna z lekarek naciskając na brzuch. Niestety w trakcie Eliza mówi, że musi naciąć krocze, że nie mamy już czasu, że mała musi jak najszybciej wyjść. Mi jest wszystko jedno, ból rozsadza mój brzuch, nogi, głowę. Boli mnie całe ciało, mam dreszcze, ale wiem, że muszę walczyć dalej. I walczę. O 14:50 udaje się! Róża przychodzi na świat. Mam tylko kilka sekund, żeby ją zobaczyć. Natychmiast zabiera ją lekarz. A ja zostaję na tej sali. Robi się nieznośnie cicho, Andrzej biegnie za lekarzem, a ja nie wiem, co dzieje się z moim dzieckiem. W między czasie rodzę łożysko, położna mnie zszywa, a ja leżę i czekam na jakiekolwiek wiadomości. Przychodzi lekarz, który formalnie do bólu informuje mnie, że mała urodziła się niedotleniona, dostała 6 punktów w skali Apgar, potem 7, 8 i wreszcie po 10 minutach 9 punktów. Że waży 3620 i ma 53 centymetry. Że muszą ją zabrać na patologię noworodków i dokładnie zbadać. Kiedy mi się udaje wydostać z sali, to znaczy wywożą mnie na wózku, chcę tylko ją zobaczyć. Pozwalają mi. Jadę tam i widzę moje dziecko podłączone do aparatury. Lekarz tłumaczy, że przez całą noc będą badać fale mózgowe, by sprawdzić czy niedotlenienie nie miało katastrofalnych skutków. Widzę ją i płaczę. Jest piękna i spokojna i taka mała i bezbronna. W kolejnych dniach badania nie wychodzą najgorzej, ale odkrywają zapalenie płuc. Zostajemy na tydzień w szpitalu. Krwawię, trudno mi chodzić, siedzieć, nie śpię prawie wcale, bo mała w nocy bardzo płacze, a ja na dobrą sprawę nie bardzo wiem jak postępować z takim dzieckiem. Po tygodniu czuję się jak zombie. Ale ważne jest tylko to, aby Róża była zdrowa. Od tej pory pewnie na zawsze nie będzie liczyło się już nic więcej,
Najprostszy bigos z grzybami i śliwkami to świetny sposób na gorące danie obiadowe i pomysł na roślinne święta. To mój pierwszy bigos w życiu 🙂 I bardzo się cieszę, że wyszedł tak pyszny: delikatny, lekko słodkawy z nutami grzybów i owoców. Po prostu idealny by oczarować rodzinę lub przyjaciół i zainspirować nowymi smakami. Szczerze powiem, że nie byłam zbytnią wielbicielką bigosu w wersji tradycyjnej, wydawał mi się ciężki, a ten wyszedł znakomity! Polecam go serdecznie na wspólne świętowanie 🙂 Najprostszy bigos z grzybami i śliwkami to pomysł także na prezent zamiast opakowanych w folię podarków, możesz zanieść to danie bliskim w pięknej misce i zachwycić ich smakiem. Nie ma nic lepszego niż samodzielnie przygotowane jedzenie. Ta magia i serce włożone w posiłek. Bardzo lubię ten rytuał i często zanoszę jeszcze ciepłe wypieki lub dania do znajomych lub rodziny. Czuję, że ten bigos będzie wspaniałym początkiem kolacji nie tylko świątecznej, ale zimowej. Można nim się zajadać, wprawia w błogi i spokojny nastrój. Smakuje wspaniale z chlebem lub ziemniakami z koperkiem, które uwielbiam. Szczerze mówiąc, wczoraj zjadłam ich całą miskę 🙂 Najprostszy bigos z grzybami i śliwkami to skarbnica wartości odżywczych dla dobrego funkcjonowania mózgu i ciała. Po pierwsze, duszona kapusta jest lekko strawna i posiada tyle witaminy C co cytryna. Dlatego jest idealna na zimę i wzmocnienie organizmu. Ponadto, działa świetnie na gojenie się ran i blizn. A jeśli pragniesz wyglądać młodo przez całe życie i zachować świetlisty blask w oczach, to boczniaki są świetnym wyborem. Posiadają dużo soli mineralnych i białka. Dodatkowo, obniżają cholesterol we krwi i chronią przed nowotworami. W okresie zimowym są bardzo popularne, a w lesie spotkasz je na pniach drzew liściastych. Kolejnym drogocennym składnikiem są śliwki, tutaj w wersji suszonej; by zyskały sprężystość, namocz je wcześniej. To naturalne słodycze, tradycja ich suszenia sięga czasów prehistorycznych. Dzisiaj prym wiedzie Kalifornia, słońce i klimat są tam najlepsze do przygotowania w ten sposób owoców. Zawierają błonnik na sprawne trawienie w jelitach, witaminę K, A i E by zachować giętkość i witalność skóry. Jeśli poczujesz przeczyszczenie, nie zdziw się; taka jest ich rola. Posiadają także właściwości antyoksydacyjne. Do tego antybakteryjna cebulka, oliwa i najprostsze przyprawy. Pięknego świętowania 🙂 Przepis: Na 3-4 osoby Czas przygotowania: około 40 minut 250 g – 1/2 główki średniej białej kapusty 150 g – 4 białe cebule 250 g boczniaków 150 g suszonych śliwek 30 ml oliwy 1/2 płaskiej łyżeczki soli himalajskiej szczypta pieprzu Zacznij gotowanie od radosnego podśpiewywania. Gdy nastrój już przygotowany, obierz cebulę i zeszklij ją do lekkiego koloru brązowego na oliwie w garnku 2 litrowym. Dokładnie zamieszaj. W tym czasie umyj kapustę, śliwki i grzyby i pokrój je na małe kawałki. Wrzuć kapustę i duś pod przykryciem przez 15 minut w 400 ml wody. Teraz, dodaj pokrojone boczniaki i owoce, duś kolejne 15 minut na średnim ogniu. Co 5 minut mieszaj i sprawdzaj czy smak się przegryzł. 5 minut przed końcem dodaj przyprawy i znowu zamieszaj. Gotuj do nabrania przez kapustę brązowego koloru i smaku. Bigos jest gotowy natychmiast, ale jest też dobry nazajutrz. Zrób więcej i ciesz się jego zimowym, leśnym smakiem 🙂 Może też spodobać Ci się ten przepis na Święta: korzenne ciastka orzechowe:
23 odp. Strona 1 z 2 Odsłon wątku: 13388 19 grudnia 2011 18:10 | ID: 707444 Wyczytałam że Izulek robić będzie bigosik, więc stała się moją inspiracja do wątku :) Wiem ze niektorzy dodaja śliwek, rodzynek, albo wina. Z kolei jeszcze inni dodaja boczek, kiełbaske, chude miesko. Wiem, ze niektorzy dodaja słodkiej kapusty. A jak sie u Was robi bigos? Czego dodajecie? Jakie przyprawy? Kapuste kiszona płuczecie? Mi nie wolno, ale z chęcią sobie smaka zrobie, a moze zrobie na świeta rodzince? Będziecie moją inspiracja jak zawsze? :) Ostatnio edytowany: 19-12-2011 18:11, przez: JUICYfruits 19 grudnia 2011 18:28 | ID: 707458 Uwielbiam bigos ze świeżej kapusty nazywany przez mojego męża żartobliwie potrawką z kapusty (nienawidzi tego dania). Moja mama robi pyszny - mniam. Bigos u nas jest ze wszystkim, co wpadnie w ręce. Moja mama kapustę płucze i jeszcze sieka na drobniej a teściowa nie płucze i też jest pycha. W tym roku mama dała do smaku kilka śliwek suszonych ale nie za dużo. Na koniec to, co ja uwielbiam najbardziej a czego nie znałam. Teściowa robi co roku kapustę kwaszoną z dużą ilością śliwek, miodem, daje chyba także wino i troszkę żurawiny (właściwie nie wiem co tam jest ale jest przepyszne). Ona zarówno bigos jak i tą kapustę na słodko - kwaśno gotuje przez cały tydzień. Może w tym jest ten sekret. Moja mama nie uznaje tradycyjnego gotowania bigosu i po kilku godzinach jest on gotowy ale smak pozostawia troszkę do życzenia. 2 Sonia Poziom: Pełnoletnia Zarejestrowany: 06-01-2010 16:15. Posty: 112846 19 grudnia 2011 18:34 | ID: 707459 Bigos robię zazwyczaj ze śiweżej kapusty a pod koniec gotowania dodaję trochę kiszonej:) Oczywiście w bigosie jest u mnie smażony boczek z kiełbaską i mięsko. Ale tylko chude, lub golonka. Poza tym dodaję przecier pomidorowy. Nie dodaję sliwek, ani innych przypraw. Bigos robię tradycyjny:) 19 grudnia 2011 18:35 | ID: 707460 Ja bigos preferuje tylko z kiszonej kapusty i to takiej że drze za uszy;) Do tego mięsko, raczej chude, kiełbaska podsmazona, suszone grzyby i przyprawy. A i ja dodaję trochę koncentratu pomidorowego, bo tak moja Mama robi i ja też tak lubię:))) 4 Dunia Poziom: Szkolniak Zarejestrowany: 10-03-2011 17:24. Posty: 18894 19 grudnia 2011 19:31 | ID: 707485 Ja robię bigos z mieszanej kapusty. Więcej daję kiszonej. Nie lubię bigosu bardzo kwaśnego. Dlatego kapustę po spróbowaniu płuczę. Oddzielnie smażę i duszę mięsko. Najlepiej jak są wszystkie rodzaje mięsa. A już szczytem smaku jest dodać trochę gęsiny lub mięsko przesmażyć na gęsim smalcu. Dodaję śliwki suszone nie wędzone. I dodaję grzyby suszone. Do gotowania kapusty. Potem wszystko do jednego dużego gara i razem podgotuję. Odstawiam na balkon. I na drugi dzień znów podgotuję. Nie robię zżdnych zasmażek .Ale dodaję trochę przecieru pomidorowego. I oczywiście przyprawy . W tym jalowiec. W święta bigos podaję z chlebem zwykłym lub ciemnym. A na obiad z potłuczonymi ziemniakami. 19 grudnia 2011 19:37 | ID: 707489 U nas bigos robi się z kiszonej kapusty i 1/4 główki świeżej. Oprócz tego dodaje się łopatki, kiełbasy zwyczajnej, konserwy turystycznej, ketchupu, przecieru pomidorowego, powideł śliwkowych, grzyby... i to chyba wszystko 19 grudnia 2011 20:51 | ID: 707582 Ja daję tylko kiszoną kapustę (nie płukam ale odciskam z soku, choć nie zawsze - to zależy od "kwaśności" kapusty), chude mięso, śliwki wędzone, grzyby suszone (razem z wodą w której się wcześniej namaczały). Z przypraw to liść laurowy, ziele angielskie, przyprawa uniwersalna, kminek i pieprz ziołowy. Do bigosu "prawdziwego" kiełbasy, boczku, koncentratu ani żadnych innych udziwnień nie dodaję. Z takimi dodatkami to bigos kielecki - jednodniowy czyli oszukany. Prawdziwy bigos najlepszy jest tak po 4 dniach gotowania. Codziennie na małym ogniu minimum godzina. Kolor wychodzi bardzo ciemny a smak jest genialny. Ostatnio edytowany: 19-12-2011 20:54, przez: Mama Tymka 19 grudnia 2011 21:18 | ID: 707605 kapusta kiszona ale ze startą marchewką do tego klasyczne dodatki - suszone grzyby, kilka suszonych śliwek, przyprawy( sól, pieprz, majeranek). Chude dobre mięso, tak jak pisze Dunia róznego rodzaju. I tyle. Zdaniem mistrzów "bigosowania" wino jest tym dodatkiem, który powoduje, że jest on w wersji de lux;)). Kiedys eksperymentalnie robiłam też bigos w wersji z piekarnika. Pyszny i chyba mniej miąchania ogólnie. Ale też wymaga min. 2-3 dniowego pichcenia. 19 grudnia 2011 21:27 | ID: 707610 9 ewelka21 Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 17-05-2011 01:03. Posty: 3002 19 grudnia 2011 22:58 | ID: 707673 Moja mama robi wyśmienity bigos! Używa wyłącznie kiszonej kapusty. Dodaje do niej mięso, kielbasę, śliwki, koncentrat pomidorowy,odrobinę wina... 20 grudnia 2011 04:54 | ID: 707777 myosotis24 06 (2011-12-19 18:28:44) dużą ilością śliwek, miodem, daje chyba także wino i troszkę żurawiny (właściwie nie wiem co tam jest ale jest przepyszne). Ona zarówno bigos jak i tą kapustę na słodko - kwaśno gotuje przez cały tydzień. Może w tym jest ten sekret. No to jest dla mnie zaskakujace własnie :) Zwłaszcza ta zurawinka... Dunia (2011-12-19 19:31:51) o ! A jałowiec mocno mozna wyczuc? apis74 (2011-12-19 19:37:33)konserwy turystycznej No tutaj to sie czuje zastrzelona!:) Nigdy bym nie pomyslała zeby dodac konserwy. Ale kroisz ja i smazysz, czy jak? marteczka (2011-12-19 21:27:46) wyszukiwarka nie znalazła, nie mniej, dziekuje. U nas rzeczywiscie jednak wiekszosc robi z kiszonej tylko. Sliwki rzadko dodaja... i inne mało popularne rzeczy tez. Koncentrat obowiazkowo. Hmm, moze ktos jeszcze ma jakies inne sposoby? 11 ulamisiula Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 24-03-2011 20:58. Posty: 2498 20 grudnia 2011 09:56 | ID: 707855 Robię bigos staropolski czyli pół kapusty kiszonej gotowanej i pół słodkiej gotuję dodaję mięso gotowane, kiełbasę grzyby suszone, śliwki suszone lub jeśli ich nie mam to łyżkę powideł wino czerwoe i najlepsze jest swojej roboty ale jeśli nie mam to każde inne jest tego przyprawy sól, pieprz mielony pieprz ziarnisty i owoce ziół prowansalskich i całosć gotuję minimum 5 dni. Wystarczy codziennie pogotować na wolnym ogniu ok 2 powiem że jeszcze nigdy bigos mi się nie zepsuł a moze długo stać. 12 kwadracik Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 16-01-2011 16:14. Posty: 11242 20 grudnia 2011 11:05 | ID: 707902 Dunia (2011-12-19 19:31:51) Ja robię bigos z mieszanej kapusty. Więcej daję kiszonej. Nie lubię bigosu bardzo kwaśnego. Dlatego kapustę po spróbowaniu płuczę. Oddzielnie smażę i duszę mięsko. Najlepiej jak są wszystkie rodzaje mięsa. A już szczytem smaku jest dodać trochę gęsiny lub mięsko przesmażyć na gęsim smalcu. Dodaję śliwki suszone nie wędzone. I dodaję grzyby suszone. Do gotowania kapusty. Potem wszystko do jednego dużego gara i razem podgotuję. Odstawiam na balkon. I na drugi dzień znów podgotuję. Nie robię zżdnych zasmażek .Ale dodaję trochę przecieru pomidorowego. I oczywiście przyprawy . W tym jalowiec. W święta bigos podaję z chlebem zwykłym lub ciemnym. A na obiad z potłuczonymi ziemniakami. Tak robiła bigos moja mama i ja tez tak robie 13 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 20 grudnia 2011 11:07 | ID: 707904 Przez ten wątek robię bigosik na święta:))))) 14 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 20 grudnia 2011 11:08 | ID: 707906 Isabelle (2011-12-20 11:07:30)Przez ten wątek robię bigosik na święta:))))) Ale żem cukrzycowa więc dodam mniej przecieru, bez śliwek i zamiast boczku dodam chude mięsko:) A co:)))) 15 emis051 Poziom: Maluch Zarejestrowany: 30-10-2009 10:30. Posty: 706 20 grudnia 2011 11:29 | ID: 707910 Bigos gotuję z kapusty słodkiej i kiszonej, pół na pół. Na wywarze z kości z dużą zawartością mięska, gotuję kapustkę słodką, później wrzucam kiszoną, cebulkę i odrobinę marchewki. Jak się trochę pogotuje dorzucam suszoną śliwkę (dla koloru), mięsko z ugotowanych wcześniej kosci, kiełbaskę. I tak się bigosik gotuje z trzy dni. Na koniec doprawiam solą, pieprzem i niewielką ilością czosnku. Na czwart dzień sprawdzam czy przyprawiony jest dobrze i albo doprawaim dalej albo można już jeść. 20 grudnia 2011 13:21 | ID: 707962 20 grudnia 2011 13:38 | ID: 707972 Mój Małżonek już wczoraj u swojej mamy zjadł cały talerz. Ja obeszłam się zapachem :))) W tym roku sama nie robię bo nie potrafiłabym nie spróbować. 20 grudnia 2011 13:41 | ID: 707977 grzyby jeszcze można dodać, ja nie robię bigosu, bo jakoś nie przepadam. NA studiach dostawałam jako wałówkę od babci w słoiku i nie moge patrzeć na bigos :D 20 grudnia 2011 16:14 | ID: 708083 Dunia (2011-12-19 19:31:51) Ja robię bigos z mieszanej kapusty. Więcej daję kiszonej. Nie lubię bigosu bardzo kwaśnego. Dlatego kapustę po spróbowaniu płuczę. Oddzielnie smażę i duszę mięsko. Najlepiej jak są wszystkie rodzaje mięsa. A już szczytem smaku jest dodać trochę gęsiny lub mięsko przesmażyć na gęsim smalcu. Dodaję śliwki suszone nie wędzone. I dodaję grzyby suszone. Do gotowania kapusty. Potem wszystko do jednego dużego gara i razem podgotuję. Odstawiam na balkon. I na drugi dzień znów podgotuję. Nie robię zżdnych zasmażek .Ale dodaję trochę przecieru pomidorowego. I oczywiście przyprawy . W tym jalowiec. W święta bigos podaję z chlebem zwykłym lub ciemnym. A na obiad z potłuczonymi ziemniakami. Takiego przepisu szukałam:) marteczka (2011-12-19 21:27:46) Co rok to inne smaki:) 20 Isabelle Poziom: Przedszkolak Zarejestrowany: 03-07-2009 19:42. Posty: 21159 20 grudnia 2011 17:19 | ID: 708122 Ciocia właśnie dzwoniła, że bigosik już na Święta ma! My robimy w czwartek:)
ona czuje we mnie bigos